Kultura nie-ludzka // Aleksandra Kil, Jacek Małczyński, Dorota Wolska

[fragment pochodzi z tekstu: Aleksandra Kil, Jacek Małczyński, Dorota Wolska, Wprowadzenie, „Prace Kulturoznawcze” nr 18, 2015]

Jakkolwiek określenie „kultura nie-ludzka” może wydawać się oksymoronicznym – zwłaszcza mając na uwadze te wszystkie koncepcje kultury, które zwykły ją utożsamiać ze światem człowieka – nabiera ono znaczenia w kontekście toczonych we współczesnej humanistyce debat dotyczących relacji między tym, co ludzkie i nie-ludzkie. Dotychczas określenie to kojarzyło się przede wszystkim z ludzkim barbarzyństwem, bestialstwem, współcześnie nabiera ono nowego znaczenia i odnosi się do nie-ludzkich form istnienia (zwierząt, roślin, rzeczy itd.). Debaty te zataczają coraz szersze kręgi i trudno przejść obok nich obojętnie.

Jednak określenie „kultura nieludzka”, do którego nawiązujemy, pochodzi z innych czasów i z innych dyskusji. Użył go w opublikowanym po raz pierwszy w 1987 roku artykule Autonomia kultury Stanisław Pietraszko.

Pisząc o „kulturze nieludzkiej”, wrocławski kulturoznawca bronił względnej autonomii kultury. Wskazywał, iż kultura jest sferą niezależną od ludzkich intencji, rządzącą się własnymi prawidłowościami, a nawet obdarzoną swoistą mocą sprawczą. Można zaryzykować twierdzenie, iż pisząc o „sprawczości” kultury, Pietraszko wyprzedzał popularne współcześnie podejścia, które – jak teoria aktora-sieci Brunona Latoura – zamiast traktować ją jako atrybut człowieka, dystrybuują ją w obrębie złożonych sieci relacji. Problem sprawczości jest jednym z kluczowych dla współczesnej humanistyki. Z jednej strony sprawczość delegowana jest na różnego rodzaju byty nie-ludzkie (które do tej pory były jej pozbawione np. rośliny, zwierzęta, rzeczy itp.), z drugiej zaś strony pojawiają się apele o to, by reanimować podmiot ludzki, myśleć o podmiocie w kategoriach sprawczości właśnie.

Fotografia w nagłówku: Mike Beauregard (CC BY 2.0)

Post jest częścią serii Fragmenty. Zobacz pozostałe wpisy.